czwartek, 20 listopada 2008

to jest kraj dla starych ludzi

ank
20.11.2008
W taki dzień nic nie zapowiada, że może wydarzyć się coś dobrego. Człowiek wychodzi z rana z domu, wiatr głowę mu urywa, najgorsze wspomnienia o latających blachach wracają. Wiatr dmie tak, że prawdziwej Marry P. wydaje się, iż czas już opuszczać tę krainę i wracać w świat czarów. Potem wystarczy krótki spacer, a ubrania i buty są tak mokre, że basen można by napełnić. A tu na lekcji jedno z moich siedmioletnich dzieci postanawia nie rozmawiać. I trzeba uczyć alfabetu w języku mruczando - języku, którym mówią mruczaki, czyli dzieci, które nie chcą mówić ze swoim nauczycielem.
Ale to wszystko nic, kiedy na koniec dnia można spotkać człowieka naprawdę magicznego. Teraz to bardzo popularne, żeby firmy robiły coś non-profit. W mojej firmie ja się tym zajmuje. Pan Andrzej prowadzi powstańcze radio, maszt stoi na jednym z ursynowskich bloków, w domu pełno aparatury, którą pan Andrzej sam chyba zmajstrował (te wojenne nawyki). I stamtąd radio nadaje. Przybyłam dziś wieczorem w ten świat pokręteł, fortepianu i opowieści historycznych, coby wziąć kilka autografów. Na dzień dobry (a raczej dobry wieczór) dostałam kuksańca w plecy, żebym się nie garbiła. Pan Andrzej zapytał czy już wyszłam za mąż, a kiedy powiedziałam, że nie, to powiedział, że zbyt wymagająca jestem. Ja? Wymagająca?
Niewiele było trzeba, żeby znów popłynęły opowieści sprzed wojny, wojenne, powojenne. Wszystkie bardzo mądre, prawdziwe. Ot choćby ta o wujku pana Andrzeja, który był przed wojną świetnym pilotem, w 1939 wyprowadził całą eskadrę samolotów do Francji i zginął zestrzeloeny przez Niemców nad Francją, kiedy leciał angielskim bombowcem. I ten pilot miał kiedyś mieszkanie w domu lotnika na Hożej.

p. Andrzej: I to jest moje. Trzeba to odzyskać. Wie Pani po co?
ja: wiem :)
p. Andrzej: więc?
ja: Pan tam pewnie chce jakiś maszt do radia postawić. Już ja pana znam.
I zgadłam :) W ramach opowieści samolotowych, p. Andrzej stwierdził, że trzeba kupic szybowiec i on mnie nauczy latać. Bo na pewno mam do tego talent.
Urocza to była wizyta. I długo ją moje serce pamiętać będzie... bo p. Andrzej zrobił mi taką kawę - siekierę, że do drugiej spać nie mogłam. Musiałam zagryzać tę kawę pączkiem.

Ciekawe kiedy się zaczną te moje szybowcowe lekcje? :)

środa, 5 listopada 2008

Po co ludzie chodzą do kościoła?

maz

A na ten przykład prosze ja Was, żeby powspominać tych, którz odeszli.

3 listopada kościół Dominikanów przy ul. Freta jak co roku od pamiętnego A.D. 2005, kiedy to jeszcze byłam nastolatką, wypełniły snopy kolorowych świateł i muzyka artystów polskiej sceny. "Zaduszki artystów" - takoż zwie się to niezwykłe spotkanie. Wspominaliśmy i artystki jazzowe, i polskich zacnych poetów - Stachurę, Grochowiaka, Baczyńskiego, i Agatę Mróz i wielu wielu innych. Tu pozwolę sobie na wymienienie tych, co wspominali: Natalia Przybysz, Mateusz i Matylda Damięccy z gibkim Modestem Rucińskim, Kaśka i Wojciech Zielińscy, Karim Matusiewicz z Karimsky Club, prosty jak kij od mopa Andrzej Krzywy, Ernest Bryll, Zygmunt Muniek Staszczyk (fuj!), Igor Zdrojecki i Ania Woźnica, Adam Krylik i Jacek Wąsowski, Tomek Kamiński, Siewcy Lednicy, Wojtek Klich i Bardzo Orkiestra oraz Małgosia Szarek.


Pięknie było, no.








wtorek, 4 listopada 2008

finisz igrzysk

ank

Chyba w zadnym innym kraju kampania wyborcza nie trwa tak długo, jak w JUESEJ. 2 lata. Niby nasi też się do takich standardów przymierzają, ale to nieudolne próby. Tym razem wyscig jest doprawdy sepktakularny. Po jednej stronie Demokrata Barack Obama - Afroamerykanin, który by zdobyć nominację musiał pokonać Hillary C., kobietę. Generalnie jakby nie było, byłoby rewolucyjnie. Po drugiej stronie McCain - stary dziadek, republikanin, jakby z nalepionym na czole hasłem szlacheckiej Rzeczypospolitej "nihil novi".


Zapytacie Państwo czemu o tym w ogóle piszę. Bo idzie nowe, tak myślę. Nowe w postrzeganiu Stanów. Nagle ten często bardzo rasistowski (no, nie bójmy się tego słowa) kraj ma mieć prezydenta nie-białego. Cieszy się z tego świat, choć z bardzo różnych pobudek. Np. rosyjski polityk Żirinowski mówi, że ta prezydentura przyniesie osłabienie Ameryki. Ale kto by wierzył facetowi o takiej twarzy??



No dobrze, dobrze - twarzy się nie wybiera - niech Wam będzie.

Inni, jak choćby mieszkańcy Kenii, cieszą się na serio - ten kraj to prawdziwy fanclub Obamy na uchodźctwie. Zamierzają upiec woła z okazji zwycięstwa, dzieci otrzymują imię Barack, produkuje się piwo "Senator".. ba! zrealizowano nawet musical... "OBAMA"!! To się dopiero nazywa oddany naród! Ok, myśmy mieli film o kradzieży księżyca, ale to było wcześniej, więc się nie liczy. Może z okazji naszych wyborów wróci na rynek guma "Donaldówka"? Fajnie by było. Tam były takie extra historyjki. Można było je zbierać, potem się wymieniać...

Wybory to fajna sprawa, nie??

A Wy na kogo byście zagłosowali??

sobota, 1 listopada 2008

komu w drogę, temu antyhalloween

maz

Podróże. Któż ich nie lubi? no dobra - mój kot, ale poza tym to większość przedstawicieli homo sapiens sapiens raczej odczuwa przyjemność z relaksującej czynności bycia w drodze. Nawet jeśli jest jest to podróż ciasnym busem i trwa 9 godzin. Tyle właśnie trwała moja czwartkowa podróż. O 7.50 przedzierając się przez tłum skośnookich ludzi, golfów, pasków, butów i gaci udało mi się zająć miejsce w busie relacji Warszawa-Hrubiszów. Przebywszy 300 km wysiadłam na przystanku pod Domem Kultury, dawniej pw "Przyjaźni Polsko - Radzieckiej" i udałam się do Urzędu Gminy. Wypełniłam formularz, skoczyłam do banku, wpłaciłam 30 zł, wróciłam do Gminy, złożyłam papierki, dowód wpłaty i dwa zdjęcia i po 25 minutach od przybycia już wsiadałam w dyliżans powrotny. Załatwienie nowego dowodu zajęło mi 9,5 godziny, w tym 9 godzin podróży. A dzisiaj co? Ano jak się pewnie Państwo domyśłacie, zadzwoniła babcia, że moje zgubione dokumenty się znalazły. Przewrotność tzw. losu postanowiła zabawić w mojej egzystencji no i pozostaje tylko czekać na kolejne rewelacje. Kto wie, może wtorkowy informatyk nagle porzuci swą dziewoję i czem prędzej uderzy do mnie w konkury, właśnie teraz, kiedy już stracił w moich oczach i posłałam go na księżyc.

Na koniec wyrażę mój żal do Rodaków. Tych, co świętują halloween. Ludzie, czyście wydrążyli swoje czaszki z mózgu tak jak te cholerne dynie? No żebyśmy jeszcze nie mieli własnej tradycji to bym zrozumiała, a tak..litości. Wczoraj przechodząc obok ursynowskiego klubu jazzowego uroczyście dokonałam protestacyjnego aktu antyhalloweenowego - podniosłam przykrycie dyni i bezczelnie zdmuchnęłam palącą się wewnątrz swieczke. Moja towarzyszka Ada wykazując strach przed aresztowaniem za niszczenie mienia oswiadczyła, że w ramach tej masowej akcji jutro na grobach zapali za każdą widzianą dynię 4 znicze. No, niech jej będzie.