sobota, 1 listopada 2008

komu w drogę, temu antyhalloween

maz

Podróże. Któż ich nie lubi? no dobra - mój kot, ale poza tym to większość przedstawicieli homo sapiens sapiens raczej odczuwa przyjemność z relaksującej czynności bycia w drodze. Nawet jeśli jest jest to podróż ciasnym busem i trwa 9 godzin. Tyle właśnie trwała moja czwartkowa podróż. O 7.50 przedzierając się przez tłum skośnookich ludzi, golfów, pasków, butów i gaci udało mi się zająć miejsce w busie relacji Warszawa-Hrubiszów. Przebywszy 300 km wysiadłam na przystanku pod Domem Kultury, dawniej pw "Przyjaźni Polsko - Radzieckiej" i udałam się do Urzędu Gminy. Wypełniłam formularz, skoczyłam do banku, wpłaciłam 30 zł, wróciłam do Gminy, złożyłam papierki, dowód wpłaty i dwa zdjęcia i po 25 minutach od przybycia już wsiadałam w dyliżans powrotny. Załatwienie nowego dowodu zajęło mi 9,5 godziny, w tym 9 godzin podróży. A dzisiaj co? Ano jak się pewnie Państwo domyśłacie, zadzwoniła babcia, że moje zgubione dokumenty się znalazły. Przewrotność tzw. losu postanowiła zabawić w mojej egzystencji no i pozostaje tylko czekać na kolejne rewelacje. Kto wie, może wtorkowy informatyk nagle porzuci swą dziewoję i czem prędzej uderzy do mnie w konkury, właśnie teraz, kiedy już stracił w moich oczach i posłałam go na księżyc.

Na koniec wyrażę mój żal do Rodaków. Tych, co świętują halloween. Ludzie, czyście wydrążyli swoje czaszki z mózgu tak jak te cholerne dynie? No żebyśmy jeszcze nie mieli własnej tradycji to bym zrozumiała, a tak..litości. Wczoraj przechodząc obok ursynowskiego klubu jazzowego uroczyście dokonałam protestacyjnego aktu antyhalloweenowego - podniosłam przykrycie dyni i bezczelnie zdmuchnęłam palącą się wewnątrz swieczke. Moja towarzyszka Ada wykazując strach przed aresztowaniem za niszczenie mienia oswiadczyła, że w ramach tej masowej akcji jutro na grobach zapali za każdą widzianą dynię 4 znicze. No, niech jej będzie.

Brak komentarzy: